22.02.2015

01. List

27/12/2017, 17:50

Dolina Godryka zimą wyglądała niesamowicie, była po brzegi wypełniona magią. Zdawało się, że nic nie będzie w stanie tego zakłócić, aż do pewnego nieistotnego wydarzenia. W jak każdy zimowy wieczór siedziałam przy kominku pijąc gorącą czekoladę i patrząc jak śnieg i mróz czynią za oknem prawdziwe cuda. "Jak to możliwe, że coś tak błahego jak zamarznięta para i kropelki wody dają ludziom i czarodziejom tyle frajdy?" Uśmiechnęłam się i pociągnęłam łyka gorącego napoju z kubka. Nic nie zapowiadało, że ten wieczór będzie mieć jakikolwiek wpływ na moją przyszłość... i przeszłość? Wszystko wydawało się być takie jak zawsze, ten sam dom, pokój, kubek, kominek, kanapa... ale wszystko w pewnym stopniu inne, starsze i coraz mniej nadające się do użytku, włącznie ze mną.

W kominku zaskwierczało drewno. Pan adwokat, mieszkający piętro wyżej, bezustannie chodził po swoim mieszkaniu, z zewnątrz dochodziły coraz cichsze pokrzykiwania dzieci, na wąskiej klatce schodowej ktoś właśnie musiał wnosić dużą ilość zakupów. Słychać było szeleszczenie torebek foliowych i ciche wyzwiska mężczyzny. Po chwili do zamieszania dołączyła kobieta, która wydawała rozkazy niczym pewna królowa, z mojego założenia żona nieszczęśnika. Chwilę później trzasnęły drzwi i na klatce znów zapanowała błoga cisza. Dziewczyna z uśmiechem pociągnęła kolejny łyk gorącego napoju.

Z zadumy wyciągnęło mnie sześciokrotne bicie zegara ściennego oznajmiające dla mnie idealną porę by wziąć kąpiel, wskoczyć w piżamy i kontynuować całodzienne obijanie się na kanapie. Nieznana siła, zwana również przez niektórych lenistwem, postanowiła przytrzymać mnie jednak tego wieczora na kanapie z kubkiem w rękach.

"Zima jest jednak naprawdę po brzegi wypełniona magią" pomyślałam. "Nie ma piękniejszej pory roku od tej, a zarazem równie magicznej. Idealna pora do nauki, zabawy, snu, podróży, samotności i miłości w jednym" westchnęłam. W tej kwestii miałam rację, jak w żadnej innej. "Może to i pora na miłość dla mnie?" zaśmiałam się cichutko i wzięłam kolejnego łyka czekolady. Czas płynął niemiłosiernie wolno, zwłaszcza teraz kiedy zbyt wcześnie było na sen, a jednocześnie zbyt późno by wyjść gdziekolwiek samej. "Samotność ssie" pomyślałam podnosząc się powoli. Zrzuciłam czerwono-granatowy koc w renifery na podłogę, wcisnęłam stopy w puchate kapcie i udałam się w stronę sypialni znajdującej się na samym końcu korytarza w starym mieszkaniu.

Jako 17-latka nie mogłam jeszcze zamieszkać sama, więc mieszkanie w niewielkiej kamienicy dzieliłam z rodzicami, którzy jednak rzadko bywali w domu. Ojciec pracował w oddalonym ponad 150 kilometrów stąd mieście, a matka w domu spędzała tylko noce i poranki. Byli jednymi z niewielu ludzi, którym udało się zdobyć tak dobrą prace, że nie mieli nawet możliwości narzekania na takie warunki.

Z wielkiej szafy wyciągnęłam luźne szorty w kratkę i nieco za dużą bluzkę z kotem. Usiadłam na wielkim łóżku, a ubranie położyłam koło siebie. Zdjęłam z siebie szary sweter, odpięłam stanik i zarzuciłam górę od piżamy. Tak samo zrobiłam ze spodniami. Noszone ubrania wylądowały gdzieś w rogu pokoju. Na nogach zostały tylko szare skarpetki w czerwone śnieżynki. - Czemu życie musi być tak uciążliwe? - powiedziałam do pustej przestrzeni przed sobą. Nie oczekiwałam odpowiedzi, wiedziałam, że nie nadejdzie.

Powolnym krokiem wróciłam do salonu i znów położyłam się na kanapie okrywając czerwono-granatowym kocem. Włączyłam telewizor. Jak zwykle leciały nudne i krzykliwe seriale o miłości, które z chęcią oglądały miejscowe staruszki i 'panny na wydaniu'. Śmieszne. Uznałam, że i tak nie znajdę nic ciekawego, więc zostawiłam jedną z telenowel i ustawiłam timer na telewizorze.

28/12/2017, 00:45

PUK... PUK... PUK... PUK...
Miarowe pukanie w stare okno rozchodziło się echem po całym mieszkaniu. Starałam się je zignorować już od co najmniej godziny i zasnąć, jednak ten pieprzony dźwięk nie dawał mi spokoju.

PUK... PUK... PUK...
Usiadłam na kanapie. Chwyciłam w rękę telefon i podeszłam w stronę lampki. Po chwili pomieszczenie wypełniło żółtawe światło.

PUK... PUK...
Powoli podeszłam do okna, skąd zdawał się dochodzić piekielny dźwięk. Nie było przy nim nikogo kto mógłby być sprawcą pukania. Nie rosło tu też żadne drzewo, które przy wietrze mogłoby stukać o szybę. Cholera. Powoli otworzyłam okno i już byłam gotowa użyć ręki czy nawet śniegu by w jakimś niezrozumiały sposób pozbyć się czyhającego z drugiej strony prześladowcy, gdy zauważyłam na oknie list. Nie był to jakiś normalny list, typu rachunek za światło czy kartka z pozdrowieniami od rodziców. Był to stary list w pożółkłej kopercie z pieczęcią w bordowym kolorze.

- Co to?

Złapałam kopertę w dwa palce i przeniosłam na niewielki okrągły stolik. Pomimo tego, że na dworze było -5 stopni i padał śnieg koperta była zupełnie sucha, jakby przez cały ten czas leżała w ciepłym mieszkaniu. Lub na poczcie. Na pożółkłym papierze nie było żadnych danych nadawcy, a dane odbiorcy były iście ubogie. Oprócz wielkiego napisu Willow Collins nie było żadnych innych szczegółów.

Zegar wybił już godzinę pierwszą. Dziwne pukanie w szybę ustało. Podobnie jak wszystkie hałasy dobiegające zza ścian. Wokół panowała błoga cisza. Podniosłam z ziemi koc i udałam się cichaczem w stronę sypialni. Po drodze zajżałam jeszcze do pokoju rodziców. Mama spała. Musiała pewnie wejść zanim ten list znalazł się na parapecie. Aż dziwne, że nie słyszała tego cholernego stukania. Przymknęłam drzwi do jej pokoju i po chwili znalazłam się w swoim łóżku. Stary list wrzuciłam do szuflady w szafce nocnej, odłożyłam na nią telefon i zakryłam się po uszy kołdrą.

PUK...
***

FROM MŁA, hihi
No więc na bloga wskoczył nowy rozdział i mam skrytą nadzieję, że ludzikom, którzy to czytają się spodoba. Jakoś mega zadowolona z niego nie jestem, ale przeleżał na dysku w komputerze tyle czasu, że najwyższa pora by gdzieś zawisł.
Także zgodnie z wcześniejszym postem:

5 KOMENTARZY = MOTYWACJA = KOLEJNY ROZDZIAŁ!

21.02.2015

Prolog

- Minęło już naprawdę bardzo dużo czasu i naprawdę bardzo dużo pokoleń. Hogwart? Ta stara szkoła już dawno zdążyła się rozlecieć, chociaż była "niezniszczalna". Wszystko co do niej należało obróciło się w ruinę, drzewa pousychały, zwierzęta powymierały, a nauczyciele? No cóż, lepiej o tym nie wspominać. Minęły już lata kiedy Hogwart był nie do zdobycia i był najbezpieczniejszym miejscem na ziemi - odezwał się ponury głos. - Chcesz to zobaczyć? Jesteś tego pewna? To chodź - lodowata ręka, niczym dłoń Dementora chwyciła Willow za przegub i pociągnęła za sobą. Chwilę później przed jej oczami ukazały się ruiny potęgi. Coś w górze głośno ryknęło.

Willow podskoczyła na łóżku uderzając się w głowę i głośno krzycząc. "To tylko sen, tylko i wyłącznie sen!" starała się uspokoić. "TO TYLKO SEN" krzyknęła sama do siebie i przewróciła się na drugi bok jeszcze bardziej otulając kołdrą. Po chwili znów zasnęła.

- Nie uciekniesz przed przeszłością - odezwał się znajomy głos. Willow stała na wzgórzu tuż obok zakapturzonej postaci w postrzępionym płaszczu. Do jednej z nóg uwiązana była ogromna kula, a na bladych, ostrupiałych rękach wisiały przerwane łańcuchy kajdan. - Ci, którzy jej nie pamiętają, będą musieli ją powtarzać - zarechotał upiór. W górze znowu słychać było ryk, znacznie donośniejszy i dłuższy. Niebo w sekundzie pokryło się czarnymi chmurami, a mroczna postać przesunęła się w tył i jednym ruchem rąk strąciła Willow z urwiska. Dziewczyna chciała krzyczeć, lecz nie mogła. Spadała bezwładnie w dół. W górze słychać było rechot upiora i jego słowa odbijające się echem w przepaści: "CI, KTÓRZY NIE PAMIĘTAJĄ PRZESZŁOŚCI, BĘDĄ MUSIELI JĄ POWTARZAĆ".